poniedziałek, 8 października 2012

Konferencje po angielsku

Ostatni tydzień przebiega w Anglii pod znakiem partyjnej mobilizacji. Od 3 do 5 października w robotniczym Manchesterze debatowali Labourzyści. W niedzielę swoje trzydniowe, ogólnokrajowe obrady, w Birmingham rozpoczęła rządząca Partia Konserwatywna. Oczy komentatorów politycznych zwrócone są na korespondencyjny pojedynek Premiera Camerona i lidera Partii Pracy Eda Milibanda.


Dyskusyjna charyzma Eda?

Kulminacyjnym punktem obu konferencji są przemówienia liderów. To zazwyczaj test ich sprawności politycznej i weryfikacja poparcia ze strony partii. W przeddzień labourzystowskich obrad zastanawiano się na łamach prasy, czy Milibandowi wystarczy uroku osobistego i zaangażowania by porwać tłumy. W kontekście Torysów pytanie jest proste – czy konferencja w jakikolwiek sposób zwróci uwagę społeczeństwa, czy pozostanie tylko nic nie znaczącym dyskutowaniem nad sprawami, które wymykają się spod kontroli partii Camerona.

Bezdyskusyjna charyzma Eda.

Lider Partii Pracy szybko rozwiał wątpliwości. Ogromny luz, niewymuszony uśmiech, zawadiacko rozpięta marynarka. W ciągu pierwszych kilku minut kupił zebranych w Manchesterze. Zupełnie inna konwencja, niż w Stanach Zjednoczonych – przywódca opozycji miał możliwość spacerowania sobie po scenie. Nie korzystał z żadnych przygotowanych notatek. Między innymi to spowodowało, że Miliband wyglądał jak natchniony trybun ludowy. Wyraźna gestykulacja, silny, niełamiący się głos sprawiły, że godzinne przemówienie lidera zostało wysłuchane z uwagą. I wywarło wrażenie, nie tylko na sympatykach Labour.

A treść? Miliband odwołał się do koncepcji polityki „Jednego Narodu” Benjamina Disraeliego, przekuwając ją w „Jeden Naród Pracy” („One Labour Nation”). Zbudowaliśmy pokój, zbudowaliśmy kraj, ponieważ rządy Labourzystów i rządy Konserwatystów wiedziały, że musimy być jednym, zjednoczonym narodem – mówił. Poruszył temat przywilejów emerytalnych dla ludzi bogatych, które według Milibanda powinny zostać zlikwidowane. Lider opozycji zwrócił się też do ludzi młodych: Mówię, że nie pozostawimy naszej młodzieży bez wykształcenia. Dla tych 50%, które nie studiują na uniwersytetach powinniśmy przygotować do pracy zawodowej i zapewnić im praktykę. Krytyce poddana została również polityka podatkowa koalicyjnego rządu: My, w przeciwieństwie do Pana Camerona nie zamierzamy obniżać podatków dla osób zarabiających ponad milion funtów i rekompensować sobie tej straty na zwykłych ludziach, podnosząc im obciążenia fiskalne. Miliband poruszył również kwestie zmiany klimatu i emisji dwutlenku węgla, zachowując ostrożne ustępstwa dla przemysłu węglowego. Oczywiście wykorzystał też swój pomysł „Jednego Narodu” do bezpardonowego zaatakowania Premiera, który według lidera Partii Pracy nieustannie dzieli Wielką Brytanię. W przyszłym tygodniu zobaczycie Camerona w Birmingham na konferencji Konserwatystów, który będzie wprowadzał kolejne podziały. Następne wybory powinny wskazać osobę, która będzie jednoczyła Brytanię, nie oddalała ludzi od siebie.

Problemy, problemy

Z zupełnie innej pozycji startują Torysi. Prasa wskazuje na ich długotrwały kryzys i na problemy z udźwignięciem ciężaru rządów. Konferencja ma być zatem remedium na koalicyjne kłopoty, kiepskie sondaże i na wewnętrzne spory. David Cameron, który wystąpił w niedzielę w programie Andrewa Marra, w BBC1, zarysował niejako agendę na obrady swojego ugrupowania. Wskazał kilka najważniejszych kwestii, które z pewnością zostaną poruszone. I tak Wielka Brytania musi spodziewać się kolejnych cięć przywilejów socjalnych. O swoje kieszenie mogą być spokojni najbogatsi – nie będzie dla nich podwyższenia podatku. Premier zaprezentował też nowy partyjny slogan na konferencję: „Britain will deliver”. Zapowiedzią rozwiązania zakulisowych sporów Konserwatystów może być podniesienie przez Camerona kwestii referendum w sprawie renegocjacji kontaktów Wielkiej Brytanii z Unią Europejską: Nie chciałbym stawiać kwestii wyjścia naszego kraju z UE na ostrzu noża. Nie sądzę, że dobrym wyjściem byłoby tak po prostu opuścić Unię, zwłaszcza, że zostalibyśmy samotnym rynkiem. Tego nie przetrwa nasz business i przemysł. Lider Torysów nie zgodził się także z interpretacją, jakoby Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) odbierała partii rządzącej głosy potrzebne do wygrania wyborów. W swoim stylu odciął się na Twitterze Nigel Farage, lider UKIP: Odkąd Cameron jest liderem, liczebność Konserwatystów spadła o połowę. Ostatnim razem jak atakował nas w publicznej telewizji nasze rankingi wzrosły o około 50%. Tym razem liczę na to samo. Przemówienie Premiera już w środę, około godziny 12:00.

Zero wpływu?

Przeprowadzane przed konferencją Labour (3.X.2012) sondaże wskazywały na 45% poparcie dla Partii Pracy, 31% dla Konserwatystów, 10% dla Liberalnych Demokratów i 7% dla Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa. Sobotnie wyniki badań wskazują, że przemówienie Milibanda nie miało absolutnie żadnego wpływu na poparcie dla jego partii. Być może na efekty musimy poczekać do bezpośredniego zestawienia z wystąpieniem Premiera. Ten, atakowany zarówno z lewej, jak i z prawej strony, nie będzie miał łatwego zadania. Może pocieszać się tylko tym, że do wyborów jeszcze prawie 3 lata. 

Paweł Krulikowski


Tekst ukazał się również na portalu www.mojeopinie.pl .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz