14 dni i 0 jednoznacznych wskazań
Za niecałe 14 dni odbędą się wybory prezydenckie w USA. W ciągu
ostatnich tygodni sondaże na zmianę wskazywały przewagę Romneya, to Obamy.
Romney był faworytem po wygranej pierwszej debacie, jednak Obama zdołał
nadrobić straty. Sondaże przeprowadzone przez telewizję CNN tuż po
poniedziałkowej debacie wskazały na przewagę Obamy (48% do 40%). Skoki
sondażowe nie wydają się być trwałe- wobec tego czy przyznawane Demokracie
zwycięstwo w finałowej debacie może mieć jakiekolwiek znaczenie?
Izrael, Izrael, Izrael …
Trzecia-ostatnia debata będąca zarazem zapowiedzią wyborczej mety
nabrała tempa. Kandydaci stale przerywali sobie nawzajem, próbując wytykać
przeciwnikowi błędy. To Obama zdołał jednak obnażyć niekonsekwencję Romneya,
dowodząc, że ten zajmował wcześniej odmienne stanowisko w większości
poruszanych spraw. Romney rzeczywiście wykazywał podczas debaty dużo bardziej
pojednawczą postawę, odrzucając forsowane wcześniej rozwiązania konfrontacyjne.
Ponadto pytany o własne remedium przychylał się do opinii Obamy. Różnicą jaką
można na podstawie debaty wskazać między wizją Romneya i Obamy jest kwestia
finansowania armii- Republikanin krytykował zmniejszanie budżetu armii,
Demokrata przekonywał, że obcięcie wydatków na armię nie sprawi, że USA będą
mniej bezpieczne. Kandydaci wskazali także na inne największe zagrożenia dla
współczesnej Ameryki. Obecny Prezydent upatrywał zagrożenia w terroryzmie,
Romney w nuklearnym Iranie.
Podczas gdy Obama dynamicznie dowodził niekompetencji Romneya w
materii spraw zagranicznych, kandydat republikanów spokojnie i konsekwentnie
starał się punktować Demokratę za podjęte przez niego dotychczasowe działania.
Romney oskarżył przeciwnika o brak strategii, która mogłaby zahamować falę
rozlewającego się w krajach muzułmańskich ekstremizmu islamskiego oraz
okazywanie słabości wobec zbrojenia nuklearnego Iranu. Wypomniał także
odwołanie rozpoczętego przez Georga’a W. Busha planu budowy tarczy
antyrakietowej w Polsce.
Pomijając jednak kwestię retoryki stosowanej przez kandydatów
debata w swojej treści przyniosła smutne wnioski: na jej bazie można by stwierdzić,
że polityka zagraniczna USA ogranicza się jedynie do Bliskiego Wschodu. Obaj
kandydaci stale powracali do kwestii Izraela, nie padły za to żadne słowa o
Unii Europejskiej.
Wybór negatywny?
Poniedziałkowa debata stanowi właściwie ostatni set kampanii i prawdopodobnie
nie wpłynie ona na ostateczny wynik wyborów. Sondaże nie dają wyraźnej przewagi
żadnemu z kandydatów. O wszystkim może więc zadecydować jeszcze pojawienie się
jakiegoś wydarzenia zewnętrznego, inaczej wszystko rozegra się na poziomie
„ground game”- działań podjętych przez wolontariuszy i aktywistów w
decydujących stanach USA. Po ofensywie prawyborczej, zjazdach i dwóch
poprzednich debatach Amerykanom pozostało jedynie przystąpić do wyborów.
Najpewniej skończą się one minimalną porażką jednego z kandydatów. Pewne jest
natomiast jedno, nawet jeśli szala zwycięstwa przechyli się na stronę Obamy,
nie ma on już szans powtórzyć sukcesu z 2008 roku. Wybór też będzie się
streszczał w tak/nie dla Obamy, aniżeli szczególnej sympatii dla Romneya.
Katarzyna Szczypska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz